187 views, 8 likes, 7 loves, 3 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Wypożyczalnia Skrzydeł Biblioteka ZSP w Pliszczynie: Kłaniamy się pięknie i z całych sił wykrzykujemy Mariusz Stryjecki PROLOGW przepastnych szufladach z małymi okienkami leżały części korpusów, ściśnięte jak portugalskie sardynki. Od lewej, w środkowym rzędzie — ręce. Niektóre nienaturalnie większe od pozostałych, inne zbyt małe, by mogły chwycić orzech, czasami oszpecone brakiem kciuka czy innego palca. Jedne bardziej opalone, inne mniej, pomiędzy nimi kilka rąk czarnych jak czekolada. W rzędzie niższym, w szufladkach również z okienkami, lecz nieco większymi, piętrzyły się nogi. Nogi posiniaczone, o kolanach wystających lub okrąglutkich jak u niemowlaka, dłuższe i krótsze, mniej lub bardziej ubrudzone. Nogi w większości przypadków miały stopy, ale nie zawsze. Niektórym nogom stóp brakowało — po prostu piszczele kończyły się i ciach, dalej nic. Takie przypadki leżały osobno. Potem głowy. To było naprawdę coś — każda głowa inna, niektóre całkiem łyse, inne z resztkami włosów zwisających z łysej czaszki jak strąki fasoli, a kolejne, zwłaszcza te nowsze, z bujną czupryną, z pasmami pofalowanych lub podkręconych włosów, sprawiających wrażenie zbyt obfitych, zbyt zdrowych jak na okoliczność leżenia w szufladzie z okienkami. Zwłaszcza że było to leżenie w oderwaniu od reszty korpusu. Włosy wyglądały, jakby ktoś rozczesał je naelektryzowaną szczotką i Florinda myślała czasem, że to one w pierwszej kolejności chciałyby nadal istnieć, być dotykane, związywane, dopieszczane. Jeśli ze wszystkich elementów posegregowanych w szufladach miałaby wybrać jeden, najbardziej ją rozżalający, byłyby to właśnie pukle złocistych włosów. Niezniszczalnych, niezmiennych, po prostu półce niżej zwykle trzymała oczy. Oczy były również na swój sposób szczególne, niektóre tak cenne, że Florinda wkładała je do zakręcanych słoiczków wyłożonych atłasową chusteczką. Słoiczki zaś ustawiała delikatnie, uważając, by ich nie pomieszać, by zawsze oczy brązowe stały w sąsiedztwie brązowych, a niebieskie przy niebieskich i tak dalej. Zaoszczędzała sobie w ten sposób pracy na wypadek pojawienia się konieczności wykonania pilnego to miejsce. Choć owszem, czasami miała wrażenie, że pracuje w kostnicy. Te kończyny w szufladach przy słabym wieczornym oświetleniu wyglądały jak kości — blade, bezkrwiste, statyczne, czekające na godny pochówek. Florinda miewała koszmary, w których szła polem, pustym polem i co jakiś czas potykała się o bezskórne piszczele, dłonie, przedramiona, stopy. Leżały na polu przez nikogo nieuprawianym, opuszczonym i czekały, aż ktoś je pozbiera. Więc schylała się i zbierała, nie myśląc zbyt wiele, bo nawet we śnie pamiętała, że przesada w myśleniu przynosi więcej szkody niż pomieszczeniu unosił się zapach kleju zmieszany z zapachem rozpuszczalnika. Florinda zwykła używać gorącego kleju, nici i drucików, zresztą użyłaby każdej możliwej i dostępnej metody, byle mieć pewność, że zrobiła wszystko, by dokonać ocalenia — jeśli już się tego podjęła. Miała zestaw cudonarzędzi, których nikomu nie pokazywała. Leżały w przeróżnych szufladkach biurka, zbyt cenne, by je pozostawiać na wierzchu. W końcu był to szpital i należało tu ratować, a nie unicestwiać. Dokonywała więc przeszczepów i operacji na otwartych ranach, przyszywała i scalała, choć niekiedy musiała też rozkroić to i tamto, przypominając sobie cały czas, że robi to dla dobra tym miejscu wszystko mogło się zmienić. Ci, którzy do niczego już się nie nadawali, odzyskiwali nagle siły i przez kolejne lata zachwycali swoją sprawnością. Ci, którym brakowało jakiejś części ciała, otrzymywali ją podczas jednej zaledwie operacji. Natomiast ci nieszczęśni, którym wydawało się, że są idealni, musieli podzielić się swoją urodą z bardziej jednak cel był jeden — przywrócić do życia. Czasem podarować zupełnie nowe. Lecz także czasem je odebrać. A wszystko w ciągu jednego zaledwie mgnienia 1Głosie,wyjdź z coś(Theodore Roethke)Wszedł po cichu do sypialni, nachylił się i ucałował ją w czoło. Drgnęła i zaraz przekręciła się na plecy.— Wychodzę na chwilkę — szepnął jej do ucha. Złapała go za rękaw i przytrzymała. Jej brązowe oczy, jeszcze zaspane, ale już przytomne, wyrażały pytanie. — Wszystko w porządku, kochanie, wychodzę na chwilę — powtórzył. — Po kapelusz i cicho zamknął za sobą drzwi. Schodził po schodach niemal na palcach. Nie chciał obudzić sąsiadów, było tak wcześnie. Wzdrygnął się na wspomnienie tamtej nocy. Było po dwudziestej drugiej i właśnie wstał od stołu, kiedy nagle poczuł, że coś jest nie tak. Zaraz potem usłyszał huk na dachu, jakby walił się komin, jakby coś ciężkiego spadało ze zwielokrotnionym hałasem. Zrozumiał, że dom drży. W kuchni brzęczały talerze. Lampa się kołysała. Stojąca na brzegu komody szklanka spadła i rozprysła się w drobny mak. Co się działo? Złapał Anę za rękę. „Szybko!” — krzyknął. Usłyszeli dudnienie, jakby coś ciężkiego przetaczało się po ulicy. Cała ziemia drżała. Wpełzli pod stół, ale tu było jak w pułapce. Ana bezgłośnie poruszała ustami i domyślił się, że to modlitwa. Przemknęło mu przez głowę, że zrobił błąd — należało zbiec na dół, z daleka od domów, od kruchych konstrukcji, które mogły zaraz runąć i przygnieść ich swoim ciężarem, pogrzebać ich za życia. Zdawało mu się, że pokój faluje, a z nim wszystkie sprzęty, wszystkie przedmioty. W jego rodzinnym Algarve trzęsienia się zdarzały, ale nigdy nie odczuwał z tego powodu takiego przerażenia jak tu, w Lizbonie. Trwało to wszystko chwilę. Później w telewizji powiedzieli, że wstrząsy o sile ponad sześciu stopni w skali Richtera i z epicentrum w pobliżu Taviry były odczuwalne w całym kraju. Rozpoczęły się o i trwały minutę. Dla niego to była cała wieczność, całe wszystko ucichło, wyszli na ulicę. Zgromadziło się tam wielu ich sąsiadów. To był 15 marca. Od tamtego czasu minął rok, ale niektórzy nadal o tym rozmawiali, wspominali, gdzie kto był. A inni dziękowali Bogu, że nie doszło do takiej tragedii jak wtedy, gdy Lizbona niemal cała została zmieciona z powierzchni ziemi na skutek wstrząsów, ognia i nie chciał myśleć zbyt wiele. Miał inne rzeczy do roboty, inne kołnierz, chroniąc się przed rześkim powietrzem, i wyszedł na ulicę. Uwierały go ukryte w klapie płaszcza kartki. Wydawało mu się, że ważą tonę, że nie może przez nie oddychać. Chciał jak najszybciej się ich pozbyć. Przyspieszył wyglądała, jakby była jeszcze zamknięta, ciężkie rolety przysłaniały okna, w środku musiało być całkiem ciemno. Rozejrzał się powoli, nikogo nie spostrzegł, zapewne wszyscy jeszcze spali. Niemal nie podnosząc ręki, zastukał cichutko w szybę, raz i dwa razy. Usłyszał kroki, skrzypnęła zasuwka w drzwiach. Chudy mężczyzna w okularach niemal wciągnął go do środka. Carlos chwilę potem był już z powrotem na zewnątrz. W małym kiosku na końcu ulicy kupił trzy paczki papierosów. Sprzedawca ledwo zaczął otwierać, ale nawet się nie zdziwił, że Carlos przychodzi tak wcześnie.— Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, co? — zagadnął. — Wschód słońca nad Lizboną to dla mnie codzienność, a widzę, że i dla pana widok nieobcy. — Mrugnął okiem i położył papierosy na ladzie. — Robota dzisiaj goni?— Dziś wolne. — Carlos uśmiechnął się. Lubił tego człowieka. Zawsze miał dobre słowo dla klienta i odpowiedni towar. Poza tym w jego kiosku panował porządek. Wszystko było perfekcyjnie ułożone. Nie tak jak w innych, gdzie dzisiejsze gazety leżały na stercie razem z wczorajszymi, a papierosy sprzedawca podawał z rzuconego w kąt i wrócił pod dom. Wchodził po schodach znów ostrożnie, wolał nie narażać się wścibskim sąsiadom. Stanął przed drzwiami na ostatnim piętrze i zatrzymał się w pół ruchu. Wydawało mu się, że drzwi zamykał na klucz, a jednak teraz były lekko uchylone. Z mieszkania sączył się kojący głos Carlosa Mendesa w eurowizyjnym przeboju Verão. Ana musiała włączyć radio, chociaż spodziewałby się raczej zastać ją jeszcze w łóżku. Zaniepokoiły go te drzwi. Naprawdę zapomniał je zamknąć? W głowie pojawiły się tysiące myśli, jak iskierki ognia rozprzestrzeniły się w umyśle i sprawiły, że zrobiło mu się duszno. Miał złe przeczucia. Ale musiał wejść, przecież tam była Ana. Pchnął lekko klamkę i stanął oko w oko z niskim mężczyzną opierającym się o szafę.— Bom dia — powitał go ten, lekko się uśmiechając. — Wcześnie wstajesz, mój drogi — dodał. — Radziłbym ci się bardziej wysypiać.— Co pan tu… gdzie moja żona? — Carlos rzucił zaniepokojone spojrzenie w stronę sypialni. Kołdra była w nieładzie, a łóżko puste. — Gdzie ona jest? — powtórzył zdenerwowany.— Pańska żona? O tam. — Mężczyzna wskazał uprzejmie na kuchnię. — Spokojnie, nic jej nie dolega — dodał, chcąc poklepać Carlosa po ramieniu, ale ten zrobił szybki unik i ruszył w głąb siedziała na taborecie, na koszulę nocną zdążyła narzucić jego stary sweter. Jej twarz w pierwszych promieniach słońca, wpadających przez kuchenne okno była śmiertelnie blada, przypominała maskę z papier mâché, sztuczną i nienaturalną. Powietrze drgało, poruszane jej płytkim oddechem, w pokoju pachniało lękiem. Ana wydawała się przerażona niemal tak bardzo jak wtedy, gdy zatrzęsła się ziemia. Działo się coś niedobrego.— Kim panowie są? — zaczął, bo przecież oprócz tego niskiego był tu jeszcze ten drugi, wysoki, barczysty i owłosiony tak bardzo, że kłęby kręconych włosów wystawały spod kołnierzyka jego białej koszuli, pięły się dalej, na szyję i niemal przechodziły w gęsty zarost na twarzy.— Jesteśmy z sąsiedztwa, Carlosie. — Ten niższy się uśmiechnął, a kiedy to zrobił, Carlosa zalała fala gorąca. A więc znali jego imię. W sekundę zrozumiał, kim są.— Czego chcecie? — Starał się, by jego głos był pewny, a ton żądający wyjaśnień, ale zdał sobie sprawę, że z jego gardłem stało się coś dziwnego i słowa wibrują w niebezpieczny sposób. Powietrze nagle zgęstniało. Podszedł do Any, przecież musiał ją chronić, to było najważniejsze. Stanął za żoną, ręce położył na jej ramionach. Wyczuł, że lekko drży.— Chcemy ciebie, Carlosie — usłyszał.— Pomyliliście mnie z kimś innym — odpowiedział zbyt szybko.„Znowu źle” — pomyślał.— W naszych fachu rzadko dochodzi do pomyłek — odparł tamten. — Powinieneś to ułamek sekundy Carlos przymknął oczy. Prosił w duchu, by to nie działo się naprawdę. By ci ludzie po prostu wyszli z jego mieszkania, zamknęli za sobą drzwi, zniknęli, rozpłynęli się. Wróciłby do łóżka, położył się obok Any, objął ją ramionami i zapewnił, że nic się nie stało. Była taka krucha, zwłaszcza teraz, odkąd nosiła pod sercem ich dziecko. Zerknął w stronę drugiego pokoju. Mieli z Aną zamiar odmalować w nim ściany i wstawić tam dziecięce łóżeczko, które już teraz dostali od kuzyna. Na razie jednak Carlos trzymał w pokoju swoje papiery i książki. Z tego miejsca nie mógł stwierdzić, czy już tam weszli, czy już tam byli.— No dobrze — westchnął niższy mężczyzna. Najwyraźniej to on tu dowodził, ten barczysty był pewnie facetem od brudnej roboty. — Zbieramy się. Jeśli chciałbyś coś zabrać ze sobą, masz na to minutę. — A pani Barreto — zwrócił się do Any — już dziękujemy. I przepraszamy za to poranne nie poruszył się. Gorączkowo myślał. Przecież musiał zareagować, przekonać ich, że jest niewinny. Nie mogli tak po prostu wtargnąć do jego mieszkania i kazać mu iść ze sobą.— To pomyłka — powtórzył. Nic innego nie przychodziło mu do głowy, jego głowa była pusta. Zawsze uważał się za odważnego, zawsze sądził, że poradzi sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach, najbardziej ekstremalnych, a teraz proszę, stoi jak kretyn, niezdolny do obrony, niezdolny do wydukania choćby jednego sensownego wymienili znaczące spojrzenia. Ten wysoki i włochaty zaraz znalazł się przy Carlosie. Chwycił go za nadgarstki i boleśnie wykręcił dłonie. Carlos syknął i zobaczył, jak drugi mężczyzna wymownie odsłania poły marynarki i pokazuje mu broń. Zrozumiał. Ruszyli do drzwi. Odwrócił się jeszcze do Any, jej oczy się szkliły. Ten obraz wbił mu się w pamięć — kuchnia zalana słońcem, w cieple którego tak lubili pić poranną kawę, i Ana nieruchomo siedząca przy stole, zrozpaczona i piękna jednocześnie. Tak bardzo chciał ją potem wpakowali go do samochodu i ruszyli z głośnym warkotem. Ulica nadal spała, nikt nic nie zauważył. Carlos pomyślał, jakie to proste — zabrać człowieka z domu tak, żeby nikt nie powiedział nawet w dół, w wąskie uliczki starej dzielnicy i jechali dobrą chwilę. Zaparkowali niemal pod katedrą Sé, na wprost smutnego, białego budynku. Właśnie zakwitły tam 2Skwer na Graça, powstały pomiędzy rozgałęzieniem dwóch uliczek, zalany był słońcem, ale okalające go kamienice zaczynały rzucać już popołudniowy cień. Minęliśmy drzwi z pokaźnych rozmiarów tabliczką informującą, że tutaj znajduje się Clínica Dentária, i z ulgą stwierdziliśmy, że wystawione na zewnątrz stoliki nie należą do niej, tylko do umiejscowionej obok kawiarni. Pastelaria wyglądała jak większość w Portugalii — niepozorna witryna z rozciągniętą markizą i widocznym logo kawy — tu akurat była to Sical — trochę miejsca na zewnątrz i wewnątrz oraz niespiesznie obsługujący mężczyzna w bliżej nieokreślonym wieku. Z pewnością podawali tu kawę, jak mówią — najbardziej niezbędnego diabła ze wszystkich. Zamówiliśmy po małej cafezinho. Byłam zmęczona. Chodziliśmy po mieście od rana, błądząc w labiryntach starej Lizbony i szukając jej nieopowiedzianych historii aż do teraz, kiedy wybiła piąta i naprawdę padaliśmy z nóg. Wiktor zaraz wdał się w rozmowę z młodą Portugalką siedzącą przy stoliku obok. Odpalała jednego papierosa od drugiego, chcąc chyba odstraszyć natarczywe muchy krążące nad naszymi stolikami, ale im wcale nie przeszkadzały opary dymu wydobywające się z ust dziewczyny. Miała długie włosy i piękne oczy ocienione gęstymi rzęsami, spod których zerkała na Wiktora. Uśmiechnęłam się do niej niemal przepraszająco. Tak, byłam ze wspaniałym mężczyzną u boku, wiedziałam o tym. Tak jak i wiedziałam, że jej spojrzenia będą odbijały się od niego jak nieudolnie rzucane piłeczki bywałam o Wiktora zazdrosna. Jest facetem, który przyciąga uwagę kobiet, ledwo się uśmiechnie lub odezwie, jakby każdy jego drobny gest był zaproszeniem do bliższego poznania. Moje koleżanki, które uwielbiają z nim rozmawiać, twierdzą, że to kwestia posiadania pierwiastka kobiecej duszy. Wiktor go posiada, dlatego tak dobrze je rozumie, a czego kobieta pragnie bardziej niż zrozumienia? Ale moim zdaniem chodzi o coś innego. Moim zdaniem Wiktor ma w sobie coś nieuchwytnego, czego nawet ja do tej pory nie potrafię nazwać. Tego nie widać, ale to się podskórnie czuje — że z takim facetem przeżyje się coś kawy, była gęsta i słodka jak cukierek. Taką lubiłam najbardziej. Za dwa dni mieliśmy przenieść się na południowe wybrzeże Portugalii, zostawiając miasto za sobą. Myślałam o tym, co powiedział nam dzisiaj rano antykwariusz, u którego kupowaliśmy starą mapę Lizbony. Że Portugalia to Lizbona, a reszta to wieś i zagon kapusty. Nawet jeśli tak było, to nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć ciągnące się po horyzont gaje oliwne, rozrzucone po pagórkowatym terenie lasy piniowe i pachnące wysuszoną trawą alentejańskie przestrzenie z niewielkimi skupiskami starych, białych domów tu i wyjazd to były nasze powtórzone wakacje, moje i Wiktora. Prawdopodobnie ostatnie przed ślubem, który zaplanowaliśmy na przyszły rok. Mieliśmy spędzić je tylko we dwoje, ale w ostatniej chwili zabraliśmy Zo. Była moją przyjaciółką, teraz już naszą. Znałyśmy się od dawna, to ona pierwsza pojawiła się w moim życiu, nie Wiktor. Kiedyś pojechałyśmy razem do Barcelony, spałyśmy pod gołym niebem, przepędzane przez strażników z jednego parku do drugiego, aż nad ranem jakiś hotelowy boy ulitował się i pozwolił nam umyć zęby w pięciogwiazdkowej łazience. Potem poszłyśmy do pierwszej otwartej kawiarni przy Ramblach, po nieprzespanej nocy zwykła kawa smakowała jak napój bogów. Jeszcze tego samego dnia dojechałyśmy autostopem na nasz studencki obóz w Andaluzji. Zakochałyśmy się w tym samym facecie, ciemnowłosym Hiszpanie, a kiedy nie wybrał żadnej z nas, wzajemnie ocierałyśmy sobie łzy. To była tego rodzaju przyjaźń, jaka przydarza się raz czy dwa razy w życiu, nie więcej. Bezinteresowna. Przez te wszystkie lata widywałyśmy się częściej lub rzadziej, ale nie miało to wpływu na jakość naszej relacji, na rodzaj zaufania, jakim się obdarzałyśmy, na poczucie absolutnego pokrewieństwa. Różniłyśmy się w tak wielu rzeczach i miałyśmy różne doświadczenia, a mimo to czułyśmy się ze sobą jak siostry. To było gołębie załopotały skrzydłami obok moich stóp, wydziobując spomiędzy szpar w chodniku okruchy mojego palmiera.— Jestem głodna. — Zo szturchnęła mnie łokciem. Zo ciągle była głodna. Nie wiem, jak ona to robiła, ale jadła jak facet, a nadal wyglądała jak baletnica. — Tutaj nie zjemy nic oprócz słodkości — jęknęła. — Chodźmy, bo zaraz połknę ten porcelanowy rację. Witryna kawiarni obstawiona była tacami z najróżniejszych kształtów ciastkami, a w głębi widać było rzędy słonych przekąsek, ale nie należało liczyć na obszerniejsze menu. Spojrzałam na Wiktora. Nadal rozmawiał z piękną Portugalką i kończył dopijać kolejną kawę. Gdybym poznała go tutaj, przy tym stoliku, prawdopodobnie zainteresowałabym się nim po raz drugi. Przecież właśnie tak wszystko się zaczęło — przy kawie i croissancie. Byłam na służbowym wyjeździe, stałam z talerzem w dłoni, zastanawiając się, co wybrać ze szwedzkiego stołu, kiedy on odezwał się za moimi plecami: „polecam croissanty”. Tylko tyle: „polecam croissanty”. Prawie czułam jego słowa na swojej skórze. Usiadłam obok niego, tak jak teraz siedzi ta dziewczyna i przegadałam cały poranek. Wystarczyło tak niewiele, żeby przestawić moje życie na inny tor, tylko tyle — dwa słowa.— Idziemy? — rzuciłam teraz w stronę Wiktora. Dziewczyna skrzywiła się, wyraźnie jej to nie pasowało, ale i tak była na straconej pozycji. Wiktor uprzejmie się pożegnał i ruszyliśmy wieczór mieliśmy spędzić wyjątkowo. Planowałam z Zo niby przypadkiem trafić do naszej ulubionej tasca na skraju dzielnicy Bairro Alto, miałyśmy tam już zarezerwowany stolik. Dzisiaj były urodziny Wiktora. Być może o tym zapomniał, nigdy nie miał głowy do dat, nigdy nie pamiętał o rocznicach, świętach i składaniu życzeń, to ja zawsze nad tym panowałam. Miałyśmy więc z Zo nadzieję, że urodzinowy wieczór będzie dla niego długo siedzieliśmy przy butelce wina i grillowanych krewetkach, najlepszych, jakie w życiu jadłam. Na deser zamówiłyśmy duży kawałek czekoladowego bolo², w który włożyłyśmy symboliczną świeczkę. Wiktor dał się zaskoczyć, wiedziałam, że sprawiłyśmy mu przyjemność. W końcu nieczęsto spędza się urodziny w lizbońskiej tasca, słuchając fado zaśpiewanego specjalnie dla po północy, a mnie niespodziewanie rozbolała głowa. Być może wypiłam za dużo wina, a może zmęczenie dopiero teraz dawało o sobie znać. Położyłam się do łóżka, Zo przyniosła mi szklankę wody. Kiedy wyszła, Wiktor zamknął za nią drzwi i położył się obok mnie.— Dziękuję — powiedział, przyciągając mnie do siebie i dopasowując położenie swego ciała do mojego, akuratnie i przylegająco jak foremka. Jakby chciał mnie zapamiętać. — To było miłe z waszej głowę w zagłębienie przy jego obojczyku i przysunęłam nos do jego szyi. Lubiłam zapach Wiktora. Czasami wzbudzał we mnie poczucie bezpieczeństwa, a czasami rozbudzał zmysły. Teraz jednak oczy same mi się zamykały, nie miałam siły wypowiedzieć słowa. Dłoń Wiktora gładziła moje włosy i było to tak kojące, że zaczęłam natychmiast odpływać.— Zasypiasz? — spytał szeptem.— Mhm — mruknęłam niechętnie. Było mi tak dobrze, mogłabym przeleżeć w ten sposób całe życie. Pierś Wiktora unosiła się i opadała, słychać było miarowe bicie jego serca. Czasami w takich momentach zaczynał mruczeć, a ja po prostu zasypiałam. Podobno kocha się kogoś nie za coś ani nie mimo wszystko, ale dlatego, że nie można inaczej. Czułam właśnie coś takiego: kochałam Wiktora, ponieważ nie potrafiłabym go nie kochać.— O której chcesz jutro wstać? — pocałował mnie delikatnie w ucho.— Wybudzasz mnie, żeby zapytać, o której chcę jutro wstać? — wymamrotałam.— Nie, przepraszam, śpij już. — Wycofał się szybko.— Wstanę, kiedy ty wstaniesz, dobrze? — obiecałam i zasnęłam na jak ja tego potem 3Obudziłam się z uczuciem, jakby ktoś trzymał mnie za rękę. Mogłabym przysiąc, że czułam przed chwilą czyjś uścisk, czyjeś ciepło, czyjś dotyk. To był ten rodzaj pewności, za który dałabym sobie głowę uciąć. Musiałam mieć jakiś sen, a to była jego pozostałość — na wpół realne i gotowe zniknąć w każdej chwili wrażenie. Przymknęłam oczy, chciałam je zatrzymać, złapać jeszcze tę nić, pozwolić trzymać się za rękę. To było dziwaczne uczucie, pożądane, lecz trochę straszne zarazem. Nie wiedziałam, kto mnie trzymał i dlaczego, ale pamiętałam twarz. Spojrzenie jasnych oczu, patrzących prosto na mnie. Pragnęłam z całych sił przypomnieć sobie więcej szczegółów, więcej wrażeń, więcej danych, ale to było wszystko — tylko twarz i uścisk dłoni. Reszta snu rozpłynęła się w blasku słońca odbijającego się od białych ścian, w rodzących się powoli myślach. Czyjaś twarz z jasnymi oczami. Widziałam ją już wcześniej, śniła mi się, choć nigdy tak wyraźnie jak dzisiaj. Nie miała imienia i nie wiedziałam, do kogo należy. Myślę jednak, że gdybym zobaczyła tę twarz na ulicy, rozpoznałabym ręką na poduszkę obok, tam, gdzie położył się wczoraj Wiktor. Chciałam opowiedzieć mu o tym dziwnym odczuciu. Przekręciłam się. Wiktora nie było, poduszka wgłębiona jeszcze po ciężarze jego ciała, pamiętała jego ruchy. Pewnie poszedł pobiegać. Albo parzy mi poranną kawę. Czasem tak robił. Zamykał się w kuchni, a potem podawał mi na tacy śniadanie, pozwalając, bym poczuła się jak królewna. Zawsze lubił gotować, przyrządzać coraz to nowe dania, bawić się tym. Kiedy tylko miał trochę czasu, otwierał butelkę wina, zakładał fartuch kucharski i dawał ponieść się żywiołowi. Byłam mu za to wdzięczna, bo ja nie znosiłam pichcenia. Dla mnie było ono monotonną koniecznością, zajęciem wyzutym z przyjemności. Wiktor przemieniał je w twórczy proces, którego efekt końcowy zachwycał i rzucał na kolana, bez względu na to, kto próbował przygotowanych przez niego przysmaków — ja, nasi znajomi czy ktoś z rodziny. „Taki facet to skarb” — powtarzała moja mama, a przyjaciele już wpraszali się na kolejny ponownie oczy, a kiedy znów je otworzyłam, było już po dziewiątej. Musiałam przysnąć. Ziewnęłam i usiadłam, nasłuchując odgłosów dnia. W naszym wynajętym apartamencie panowała cisza. Nie było śniadania do łóżka, drzwi do sypialni pozostawały zamknięte. Wstałam i otworzyłam je, przeszłam do salonu. Panował w nim nieskazitelny porządek, który wzbudził we mnie uczucie niepokoju. Coś było nie tak. Ani jednego talerza zostawionego na stole, ani jednego okruszka na dywanie, jedynie papier ozdobny, w który zapakowałyśmy z Zo urodzinowy prezent Wiktora, leżał podarty pod stołem. Pchnęłam drzwi do drugiej sypialni. Tutaj też było pusto. Przepuszczone przez firanki światło padało na środek pokoju, z ulicy dochodziły ciche dźwięki miasta. Stukot kół jadącego na dole tramwaju wyrwał mnie z otępienia. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikogo oprócz mnie w nim nigdy nie było. Jeśli Wiktor i Zo wyszli gdzieś razem, dlaczego mnie nie obudzili? Przysiadłam na krawędzi kanapy. Niemożliwe, żeby wybrali się gdziekolwiek beze mnie. Zo zwykle spała dłużej niż ja, była typem sowy, markowała w nocy, odsypiała w dzień. Nie wiem, jaka diabelska siła mogłaby ściągnąć ją z łóżka o tak wczesnej porze. Na stole stał dzbanek z zaparzoną herbatą. Dotknęłam go, był jeszcze ciepły. W zlewie tkwiły dwa brudne kubki. Przeszłam dalej, do przedpokoju. Na wieszaku wisiał mój płaszcz, ale nie było kurtki Wiktora ani skórzanej baskijki Zo. Nie było też ich butów ani podręcznego plecaka Wiktora. Naprawdę musieli gdzieś wyjść. Nie obudzili mnie, a przecież miałam wstać wtedy, kiedy wstanie Wiktor. Tak mu obiecałam. Miałam nadzieję, że zaraz wyjaśni się ta zagadka, usłyszę zgrzyt kluczy w zamku i w progu stanie Wiktor w swoich butach do biegania albo Zo ze świeżymi bułeczkami w torbie. Spojrzałam w kierunku szafy. Chwyciłam gałkę i pociągnęłam ją, stare zawiasy cicho pisnęły i moja ręka zawisła w półce była tylko jedna walizka. 4Czekałam. Minęły trzy godziny, odkąd Wiktor i Zo zniknęli. Próbowałam przypomnieć sobie krok po kroku cały wczorajszy wieczór w poszukiwaniu jakiegoś znaku lub wskazówki, która podpowiedziałaby mi, dokąd mogli beze mnie pójść. Może rozmawialiśmy o czymś, co teraz mi umknęło, może na coś się umawialiśmy, a ja po dużej ilości wina i z bólem głowy tego nie zarejestrowałam? Może gdzieś na mnie czekają, może miałam do nich przyjść, gdy się wyśpię, gdy mi się polepszy? A może to była kontynuacja wczorajszej urodzinowej zabawy… jakiś żart, głupi dowcip… tylko na czym miałby on polegać?Nic nie przychodziło mi do głowy, żaden szczegół nie wydawał się dostatecznie ważny, żaden moment dostatecznie rano musiałam oddać klucze do mieszkania. Nasz wynajem się kończył, mieliśmy ruszyć przecież na południe. Zastanawiałam się, co zrobię, jeśli Wiktor i Zo nie pojawią się do tego czasu, jeśli nie powrócą. Czy powinnam pójść wtedy na policję? Zgłosić zaginięcie dwóch osób? Czy możliwe, że stało im się coś złego? Wyjrzałam przez okno od kuchni — do ziemi było blisko, mogłabym łatwo zeskoczyć, nic by mi się nie stało. Równie dobrze ktoś mógłby wspiąć się w drugą stronę: z ulicy do środka. To była stara kamienica, pierwsze piętro tak naprawdę było półpiętrem, okna umieszczono nisko nad chodnikiem. Wystarczyło stanąć na kwietniku, sięgnąć naszego parapetu i się podciągnąć. Dla kogoś sprytnego to żaden kłopot. Czy możliwe, żeby ktoś wszedł tutaj w nocy, rozpylił gaz… nie, nie, nie powinnam myśleć w ten sposób. Ja też tutaj byłam, dlaczego mnie miałby ktoś oszczędzić, a Wiktorowi i Zo zrobić krzywdę. Poza tym Wiktor i Zo zabrali swoje rzeczy. Gdyby coś im się przytrafiło, ich walizki nadal by tutaj lodówkę. Leżały w niej tylko jajko, pomidor i garść oliwek zakupionych wczoraj na targu przy Cais do Sodré. Chciałam kilka zjeść, ale mój żołądek zacisnął się w pięść, nie byłam w stanie nic przełknąć. Sięgnęłam po telefon i po raz kolejny wybrałam numer Wiktora. Czekałam, aż odbierze, aż przerywany sygnał zmieni się w nosowe „halo” mojego narzeczonego, aż usłyszę jego głos pełen ulgi „nareszcie, Inez!”, ale nic takiego się nie stało. Zo również nie odbierała. Po prostu zapadli się pod się, nie wypuszczając telefonu z rąk, na wypadek gdyby jednak zawibrował. Czułam się w tym mieszkaniu nieswojo. Było przestronne i jasne, a jednak już mi się nie podobało. Nie mogłam pozbyć się przekonania, że wydarzyło się tu coś złego. Że ktoś tu był, kiedy ja spałam, bezbronna i nieświadoma. To tak jakby za moimi plecami czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo, a ja nadal opalałabym się na leżaku. Głupio i bezmyślnie, ryzykując chłodny powiew wiatru za plecami i mimowolnie zadrżałam. Firanki poruszyły się i na moment wybrzuszyły. Podeszłam do okna, niebo w ciągu kilku chwil zdążyło zaciągnąć się szarymi chmurami, które nadpływały z jednego kierunku, przegrupowywały się, aż wreszcie szczelnie zakryły błękit, obecny jeszcze parę minut temu na niebie. Zbierało się na porządny deszcz. Zamknęłam wszystkie okna i przymknęłam wewnętrzne okiennice. Po mieszkaniu rozlała się cisza, która natychmiast zakłuła mnie w uszy. Zniknęło ciepłe południowe światło, przedmioty nabrały nagle wyrazistości. Dopiero teraz zauważyłam leżącą na stole pomiętą kartkę i zostawiony na niej długopis. Podeszłam szybko i podniosłam ją. Nie widniała na niej jednak ani jedna litera, ani jedna kropka. Tak jakby ktoś zamierzał coś napisać, ale nie zdążył lub się krople załomotały o parapet i zaraz potem deszcz z całą siłą uderzył w ulicę. Tutaj, za zamkniętymi oknami, słuchać było jednak tylko jednostajny szum. Nie wiem, ile to trwało, ile czasu siedziałam w bezruchu, trzymając w dłoni pustą kartkę. Wydawało mi się, że czas przestał płynąć, zawiesił się, nie przynosił żadnych potrafiłam zostać dłużej w mieszkaniu. Kiedy szum za oknem ucichł, wyszłam na ulicę. Na zewnątrz już nie padało. Powietrze pachniało mokrą gliną i przyjemnie chłodziło, ale ulica była śliska i należało ostrożnie stawiać kroki na nierównym lizbońskim bruku. W powietrzu wszystko było widać jak przez mgłę, jak przez zaparowane lustro. Ludzie gdzieś zniknęli, cały ten tłum przemieszczający się niedawno w kierunku Alfamy i z powrotem musiał gdzieś się schronić przed ulewą. Tylko jakiś ptak pojawił się na niebie, zrobił kółko nad moją głową i — nie poruszając skrzydłami — poszybował dalej. Nie podobało mi się to. Chwyciłam kamyk i rzuciłam go pod nogi. Nic, cisza. Czy ja z rozpaczy ogłuchłam? Usiadłam na ławce i zamknęłam oczy. Na całej ulicy słychać było tylko bicie mojego serca. Musiałam się uspokoić, wziąć kilka głębszych oddechów, policzyć do dziesięciu. Zacisnęłam pięści i wbiłam paznokcie w skórę. Tak, przynajmniej to było realne. Ból. Wszystko inne wydawało się złym snem, ale miałam nadzieję, że zaraz się on skończy i będzie jak dawniej, jak wcześniej. Znów powiał wiatr i poczułam na twarzy kilka zimnych kropel, które skapnęły gdzieś z góry. Musiałam siedzieć tak dobrych kilka minut, bo kiedy otworzyłam oczy, ulica była już inna. Teraz szli po niej ludzie, niektórzy pojedynczo, inni zbici w grupki, środkiem drogi jechał rozpędzony tuk-tuk. Po mgle ani śladu, kamienice nabrały kolorów, słońce zaczynało przebłyskiwać zza w stronę najbliższego sklepiku. Był tak mały, że zza sterty zgrzewek z wodą mineralną, ustawionych jedna na drugiej, prawie nie było widać sprzedającego. To było jedno z tych miejsc, w których można kupić wszystkie „przydasie” — od świeżych owoców po waciki do demakijażu, od papierosów po podręczny zestaw śrubokrętów i kiczowatych magnesów na lodówkę. Sprzedawca, starszy Azjata, siedział za ladą otoczony towarami i czytał gazetę. Podsunęłam mu pod nos komórkę ze zdjęciem Wiktora i zapytałam, czy widział tego mężczyznę. Podniósł głowę znad lektury i przyjrzał się zdjęciu. Przeniósł wzrok na mnie i patrzył przez chwilę, jakby sobie coś przypominał. Prosiłam w duchu, żeby potrafił mi pomóc.— Tak — oświadczył wreszcie. — Widziałem.— Naprawdę? Naprawdę go pan widział? — ucieszyłam się. Nareszcie jakiś ślad.— Oczywiście. — Sprzedawca skinął głową zadowolony, że okazał się przydatny.— Kiedy?— Kiedy… — wymamrotał, szperając w pamięci. — Nie dalej jak wczoraj.— Ach, wczoraj. — Spuściłam wzrok. Wczoraj jeszcze wszystko było normalne, wczoraj wszystko było piękne. — Był sam?— Nie. — Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. — Był razem z brwi, gorączkowo szukając jakiegoś wspomnienia z mojej rzekomej wczorajszej wizyty w tym miejscu. Byłam pewna, że jestem tu po raz pierwszy. Nie mogłam sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek wcześniej odwiedziła ten mały kantorek z towarami, a tym bardziej, żebym widziała wcześniej tego starszego Azjatę. Ale skoro on mnie widział, to ja musiałam widzieć jego, prawda?Wyszłam na zewnątrz z dziwnym uczuciem dezorientacji. Wciągnęłam mocno powietrze, które teraz niosło zapach słodkich kwiatów i ruszyłam w drogę. Chciałam przejść całą ulicę, na której mieszkaliśmy, całą długą Rua wzdłuż i wszerz, zaglądając do wszystkich bocznych uliczek i zakamarków. Przez kolejne godziny wchodziłam do sklepów i sklepików, zajrzałam do rzeźnika, który chciał mnie częstować szynką, i do golibrody, u którego musiałam przekrzyczeć głośne radio, weszłam do kawiarni pełnej turystek w ciemnych hidżabach i baru, w którym starsi panowie nie chcieli ze mną rozmawiać, ponieważ w telewizji grał Sporting CP. Pytałam przechodniów: „Przepraszam, widziała pani może tego chłopaka?”, podsuwając żwawej kobiecinie pod nos zdjęcie Wiktora, „Przepraszam, pan może widział? Przepraszam, a pan? Przepraszam, przepraszam…”.Wieczorem padłam na łóżko. Nienaturalnie jasne światło księżyca wdzierało się do pokoju, sprawiając, że wszystkie przedmioty i meble wyglądały jak rekwizyty na scenie — jak nierealne, smutne rekwizyty, których nikt nie chciał już używać. Ta poduszka, na której leżał Wiktor, ten fotel, w którym sprawdzałam rozkład pociągów jadących na południe, to krzesło, na którym Zo jadła śniadanie… Czy naprawdę jeszcze wczoraj byliśmy tutaj wszyscy razem, we trójkę? A może mi się to śniło? Światło księżyca powoli przesuwało się na kolejne przedmioty, uwydatniając ich absurdalność, a ja powtarzałam jak mantrę w myślach: to tylko księżyc, to tylko księżyc, nic więcej. Znajdujesz się na stronie wyników wyszukiwania dla frazy Dziekujemy, dziekujemy całym sercem. Na odsłonie znajdziesz teksty, tłumaczenia i teledyski do piosenek związanych ze słowami Dziekujemy, dziekujemy całym sercem. Tekściory.pl - baza tekstów piosenek, tłumaczeń oraz teledysków. Sklep Książki Literatura obyczajowa Romans Mężczyzna z ogniem w sercu (okładka miękka, Wydawnictwo: Inanna Data premiery: 2020-11-13 Seria: Niepokorni Liczba stron: 300 Opis Opis A gdy upadniesz, pomogę ci wstać i razem będziemy śmiać się z twojej niezdarności. Świat Miłosza po śmierci ukochanej legł w gruzach. Na szczęście ma przyjaciół, którzy zrobią wszystko, by pomóc mu przetrwać i odzyskać radość życia. Pewnej nocy, na jednej z angielskich autostrad Miłosz jest świadkiem tragicznego wypadku. Los składa w jego rękach życie Agaty. Czy Miłoszowi uda się dotrzymać obietnicy, którą złożył półprzytomnej dziewczynie? Co takiego skrzętnie ukrywa Agata? I kim jest tajemniczy mężczyzna z czarnego bentleya? „Mężczyzna z ogniem w sercu” to historia, która porusza do głębi. Powyższy opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Mężczyzna z ogniem w sercu Seria: Niepokorni Autor: Cieluch Monika Joanna Wydawnictwo: Inanna Język wydania: polski Język oryginału: polski Liczba stron: 300 Numer wydania: I Data premiery: 2020-11-13 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 204 x 27 x 142 Indeks: 36639403 Recenzje Recenzje Inne z tej serii Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane Z całych sił – album studyjny wokalisty Grzegorza Hyżego i producenta muzycznego Bartosza „Tabba” Zielonego. Wydawnictwo ukazało się 27 maja 2014 roku nakładem wytwórni muzycznej Gorgo Music w dystrybucji Sony Music Entertainment Poland [3]. Nagrania były promowane teledyskami do utworów „ Na chwilę ”, „ Wstaję
zapytał(a) o 18:11 Czy znacie jakieś śmieszne scenariusze na przedstawienie szkolne? Mogą być z kabaretów =) Mam w szkole przedstawienie i muszę znaleźć jakiś śmieszny scenariusz. Jeżeli możecie to napiszcie mi go. Z góry bardzo dziękuję ;* Pozdrawiam ;* Odpowiedzi doma2000 odpowiedział(a) o 18:33 Dzwonek na przerwę, dzieci wpadają do klasy, dziewczynki idą spokojnie, oglądając klaser z karteczkami, dwóch chłopców wchodzi i głośno rozmawia, wbiega chłopiec - Jaś , popycha innych, zabiera dziewczynkom karteczki, wytrąca I Wiesz, że z tego ostatniego sprawdzianu ze środowiska dostałem jedynkę. CHŁOPIEC II Dlaczego? CHŁOPIEC I Bo ściągałem? CHŁOPIEC II Przecież nie miałeś ściągi. CHŁOPIEC I No, tak ale Pani przyłapała mnie gdy liczyłem żebra. CHŁOPIEC II Aha, a wymieniłeś wszystkie żywioły?CHŁOPIEC I Tylko trzy: ziemię, ogień i powietrze, czwartego nie znam. CHŁOPIEC II Jak to nie znasz? A czym myjesz ręce? CHŁOPIEC I Już wiem! Mydło! CHŁOPIEC II Co Ty? Puknij się ! Woda! Dzwonek, wszyscy siadają do ławekNAUCZYCIELKA Oddaję Wam wypracowania, uczyłam Was przez lata całe i oto ma zapłata. Wy dziś nie umiecie dosłownie nic, a nic! Wkładałam w puste głowy materiał naukowy. Prosiłam, tłumaczyłam, nie został ślad. DZIEWCZYNKA I Oj, proszę pani. Tak mówić nie można! My nie jesteśmy tacy źli!NAUCZYCIELKA Mam na to dowód! Nauczycielka podnosi do góry zeszyt, pokazuje wokół, na naklejce imię Wojtek. Wojtku, twoje opowiadanie do złudzenia przypomina hiszpańską corridę. WOJTEK Dlaczego, proszę pani? NAUCZYCIELKA Bo są w nim same byki! Wojtku, czy ty się w ogóle uczysz?WOJTEKUczę się proszę pani. NAUCZYCIELKA To dlaczego robisz tyle błędów? WOJTEKA, a, ..., bo ja się uczę na błędach prze pani. Wojtek wypowiada tę myśl radośnie, odkrywczo. Nauczycielka odwraca się i ciężko z żalem mówi. Ja naprawdę nie zasłużyłem na jedynkęNAUCZYCIELKA Ja też tak uważam, ale niestety niższych ocen już nie ma. Dawid proszę czytaj co na dziś z polskiego było do zrobienia?DAWIDNie mogę nie włożyłem rano do teczki zeszytu, chociaż się uczyłem, prawie aż do się uczyłeś, to jaki problem, powiesz nam z podpowiadaj!KOLEGANie mogę . Nic z tego. Nie pamiętasz mnie wczoraj na polskim nie było już w mu wszyscy podpowiadać i Dawid nie wie co ma gadać. Wojtek, chodź z zeszytem pokaż coś ty napisał. Wojtek pokazuje lekcja polskiego, a ty mi bazgroły? Jutro przyjdziesz z ojcem lub matką do popytam z dziennika proszę numer ... nie mogę czytać, krew mi z nosa widzę? Ktoś z sali dwa palce IITak, bo na chwileczkę, chcę o wyjście w naszej klasie są także dziewczęta, proszę Kasiu, nie pamiętam, ażeby nam pani w ogóle coś tym czasie w tle Bartek ciągle gada z koleżanką z ławki. Nauczycielka, zwraca na niego uwagę. A, Ty Bartku ciągle tylko gadasz i gadasz. Czy wiesz jak nazywamy człowieka, który ciągle gada i gada, chociaż nikt go nie słucha? BARTEK Po chwili zastanowienia wypowiada błyskotliwą myśl, jest przy tym bardzo z siebie wiem, proszę pani, takiego człowieka nazywamy nauczycielem. NAUCZYCIELKA Barek, nie udawaj mądrali, chcesz rozśmieszyć nas to przeczytaj swoją pracę domową. BARTEK Otwiera zeszyt i zaczyna czytać. Temat pracy - "Mój sen". Przyśniło mi się wieczorem, wiecie jak to we śnie bywa czasem, że byłem panem dyrektorem i że rządziłem naszą do szkoły i marzę: No, ja dopiero im pokażę, Bo na takiego jak ja dyrektora, to w naszej szkole najwyższa pora. . Jak, ja się cieszę, że mnię wybrali. NAUCZYCIELKA Mnie wybrali, Bartku, mnie wybrali. BARTEKPanią? Kiedy? DZIEWCZYNKA II Podnosi bardzo grzecznie rękę, czeka, pyta "głosem lizusa.". A, czy nasz pan dyrektor o tym wie? Nauczycielka siada i głośno wzdycha, łapie się za głowę. Dzieci wybiegają z ławek i ustawiają się w rzędzie. Śpiewają rapując. Pan, dyrektor, groźny pan dyrektor wszystkich uczniów przyjacielem jest Siedzi sobie w swoim gabinecie, na dywanik czasem wzywa mnie. Ref. Wszyscy mu się w pas kłaniamy, czasem mu na nerwach jest tu, on jest tam, wielki szkoły pan. .Pan dyrektor, groźny pan dyrektor, przez korytarz szkoły szybko mknie, my ze strachem cicho przemykamy, bo on o nas bardzo dużo wie. Dzwoni dzwonek i dzieci ze śmiechem, krzycząc hura! Wybiegają z klasy. Nauczycielka wychodzi spokojnie i powoli. Na korytarzu szkolnym starsi uczniowie wkuwają coś z Nieszczęsne zadania i tragiczne wzory jawią się w snach moich niby jakieś zmory. Nie o takich snach, matematyku drogi, marzył jeszcze wczoraj uczeń młody! Za cóż że, za cóż, mój panie kochany, o matematyce mam myśleć od rana! I to myślenie tyle czasu mi zajmuje, że na naukę już mi sił brakuje. UCZEŃ Nieszczęsne zadania i tragiczne wzory od dawna straszne, nocne zmory. Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, żalu mi przydajecie? A niechże się wreszcie, co się ma stać, stanie, bo uczyć się tej chemii nie jestem już w stanie! Niechże się, co ma dziać, dzieje. Nie masz, nie masz nadzieje... I ściągaweczki wniwecz, podpowiadania na nic. I to wszystko przez ciebie, moja miła pani! Chemiczka dwójkę dała jeno, tak mnie w tej szkole bardzo licho cenią... .Uczniowie śpiewając MICKIEWICZ Uczył się mój ojciec i ja się uczyć muszę paru długich kawałków z Pana Tadeusza . Więc chodzę i wkuwam przecież o to chodzi. Słowo po słowie, lecz nic mi nie wychodzi. To już umiem to zapomnę po dziesięciu minutach I po co mi to wszystko i za co ta pokuta? Nagle słyszę za ścianą em si Hamer trzeba trafu I odkryłem, że można, że tylko trzeba rapu. I już umiem na pamięć cały dwunastoksiąg. Koledzy patrzą na mnie jakbym żabę połknął. Wiem, że nie ma się czym chwalić, że to trudu nie warte. Ale czy nie można czasem czegoś zrobić dla żartu? No i w szkole zadyma, jest odpytywanie. Polonistka poluje na mnie. Zje mnie na śniadanie. Patrzy na mnie łapczywie, myśli: Szanse raczej małe. Na pewno nic nie umie. Postawimy gałę . I tak gała za gałą chyba od pół roku. A ja patrzę na nią z góry trochę jakby z boku. Z godnością wstaję. Ona pyta mnie, czy umiem? Ja przez chwile stoję cicho a potem mówię dumnieI tak myślę, co kiedy i kto by powiedział. Czy wiedział, o czym mówi, czy mówił, o czym wiedział? Potem mówię już na głos:, więc pokażcie mi papier. Kto powiedział i kiedy, że Mickiewicz to nie raper?UCZEŃ Wieleś mi uczyniła pustki w domu moim, ma droga polonistko, tym postępkiem swoim. Niby nic, jednak tak to było, jedną malutką pałką tak wiele ubyło! Ach, gdybyż to ta jedna tylko była... cóż, kiedyś ty ich więcej dotąd postawiła! Przez ciebie ma matka często się frasuje, przez ciebie ojciec wieczorami mnie pilnuje. Czyż serce masz z kamienia, droga polonistko, żeś obróciła wniwecz, co lubię... To W geografii, kto tam trafi? Na biologię też mam fobię, lewe ręce do techniki, nie mam słuchu do muzyki. Na historię chodzę w kratkę, różne daty znam przypadkiem, a języki cztery lata to życiowa wielka strata. Już od września w szkolnej izbie, wszystko wiem o katechizmie. To teoria, a w praktyce piekło czasem też zachwycę. UCZEŃA teraz na poważnie. Nie jest z nami tak źle. Jesteśmy jeszcze młodzi, ale wiemy, jak wiele mozolą się dla nas, pracują nasi nauczyciele. Ile to mówią do uczniów na każdej co dnia lekcji, i ile tych słów nie do uszu, ale gdzieś w przestrzeń leci. Przygotowują lekcje czasem do późnej godziny, kiedyś my sobie spokojnie o dniu jutrzejszym znów błędy poprawiają czerwonym atramentem, lub nasze zeszyty z błędami zanoszą do domu na święta. UCZEŃTo znowu na konferencjach siedzą długie godziny i myślą, jakie lenistwa i stopni złych są przyczyny. UCZEŃAle my dziś ucieszyć chcemy panów i panie, bo z ich nauki na pewno coś w głowach naszych zostanie. Wszyscy razem: Ucz się matmy, mój kochany i polskiego też się ucz, jeśli nie ten fakt jest znany, że kamienie będziesz tłuc. Cztery razy dwa to osiem, każdy dobrze o tym wie. Jeśli uczeń ma to w nosie, to tragicznie jest i źle. Śpiew piosenki "List, listeczek"(Piotra Kaja)Wiatr listonosz, śmieszny pan, puka w sercu tu i torbę liści ma i od serca wszystkim torbę liści ma i od serca wszystkim listeczek, tra, la, la, fruwa sobie, z wiatrem listeczek, tra, la, la, każdy w ręku listek ma.(bis)Jesień pragnie rzucić dar, niechaj w końcu pryśnie naszych Panów, Pań, kwiatów bukiet właśnie tu słoneczników bo tu stanęły przy nas wszystkie pogodne dni waszego życia Tyle tu ptasiego zgiełku bo się rozwiały wszystkie nocne trwogi o powrót naznaczonych ogniem Tyle tu światła bo tak się wiązała gwiazda łagodności nad przystanią szkolnych progów. UCZEŃRóżne są drogi wiodące przez życie. I różne ludzkiej dobroci są style. Jest też i taki: bez pozy, reklamy, bez pawich piórek i skrzydeł motylich. Dobroć, co płomień jasnej życzliwości w czyny realne kształty przyobleka. I całym życiem wiernie, nieprzerwanie trwa w służebnictwie drugiego piosenki "Słowa dla naszej Pani"(Wesoła szkoła)Wiele pięknych kwiatów znamy - tulipanów, róż i dla naszej Pani mamy najpiękniejsze kwiaty miłość za jej troski, słowo wdzięczność za jej to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z gwiazd na niebie błyszczy i srebrzysty płonie dla Państwa mamy wszyscy najpiękniejsze kwiaty miłość za ich troski, słowo wdzięczność za ich to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z nam Państwo dziś wybaczą, żeśmy czasem byli zli,I z uśmiechem na nas patrzą, bo co złego to nie miłość za ich troski, słowo wdzięczność za ich to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z wam i sobie, by ziarno rzucane do duszy naszej nie szło na marne i powołanie w tej pracy potrzebne było cierpliwe i zawsze ofiarne. Śpiew piosenki "Dziękujemy całym sercem" ze śpiewnika J. RogowskiejDziękujemy, dziękujemy całym sercem, z całych dziękujemy za wasz wielki w życiu brakuje tego słowa -" dziękuję",co pomaga i innym, i co w ciszy je więzić, niech uleci najprędzejw tej piosence swobodnej jak ptak. ( bis)myślę że się spodoba:):):)dasz naaaj plisss:):):)pozdro;* doma2000 odpowiedział(a) o 17:09 Redaktor: Proszę państwa, wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w Redakcji pisma dla kobiet... Kto najlepiej zna kobiety? One same? No nie sądzę... U nas nawet naczelny jest I co? Jest już?Redaktor: Nie ma...Redaktor Naczelny: Jak nie dajesz rady, sieroto, to się zwolnij!Redaktor: Jest.(Redaktor Naczelny wchodzi)Redaktorzy: Dzień Naczelny: No nie wydaje mi się. Na początek takie pytanie: Który baran...(Redaktorzy pokazują na Redaktora2)Redaktor Naczelny: ...do ostatniego numeru dołączył płytę z kolędami?(Redaktorzy pokazują na Redaktora2)Redaktor Naczelny: Mógłbyś mi powiedzieć, synku, kto słucha kolęd w maju?Redaktor2: Ja słucham...Redaktor Naczelny: Świetnie, mam nadzieję, że jest więcej takich wrażliwych Polek jak Hehehe...Redaktor Naczelny: A ty co się śmiejesz, panie fotografie? (rzuca mu gazetę) Kto to jest?Fotograf: (ogląda gazetę w każdym kierunku) Nie wiem...Redaktor Naczelny: No właśnie... Sześćdziesiąt naszych... Sześćdziesiąt tysięcy naszych czytelniczek nie wie, kto to jest. Apropo czytelniczek, Cichopek brała ślub, kto był?Redaktor2: Ja byłem...Redaktor Naczelny: Świetnie. Co napisałeś?Redaktor2: Proszę. (podaje naczelnemu artykuł)Redaktor Naczelny: Co to znaczy, że była wspaniała zabawa, wszyscy się świetnie bawili?Redaktor2: No normalnie, jak na weselu, czabma łamba i do przodu. Sam tańczyłem z panią Kasią...Redaktor Naczelny: Człowieku! Ty mi masz napisać, że tam się bili, szarpali, że ona na własnym ślubie płakała... To Polki chcą Ale tak nie było...Redaktor Naczelny: W dupie mam jak tam było! (Redaktor2 ociera twarz ze śliny naczelnego) Tekst masz poprawić. Aha, i napisz mi jeszcze, że Feel się A to już będzie przesada...Redaktor Naczelny: Przesada to będzie, jak się Kombii Szefie, mam ciekawe Naczelny: (bierze zdjęcie) Kto to jest?Fotograf: Jakiś pijak się przewrócił, to Naczelny: No i dobrze, tylko rozmarz twarz i napisz "Wojewódzki przedawkował". Słuchajcie, do następnego numeru musi być coś o gliniarzach. Wiecie, teraz te wszystkie seriale... Wiecie, babeczki to Naczelny: No. Wywiad z Grabowskim masz?Redaktor: Ale on nie jest Naczelny: A ty nie jesteś dziennikarzem, a pracujesz w A Młody miał z Lindą rozmawiać!Redaktor Naczelny: Rozmawiałeś z Lindą?Redaktor2: Nie chciał ze mną Się nie Naczelny: Ale ja się nie pytam, czy chciał z tobą gadać, tylko czy masz Nie ma rozmowy, nie ma wywiadu, nie? Przecież...Redaktor Naczelny: Nie ma wywiadu, nie ma pensji, nie? Przecież... Po spotkaniu pójdziesz do pani Aldony i weźmiesz sobie szalony wywiadów. Porozmawiasz sobie z panem Lindą w A, szefie... Dzwonił jeden koleś i mówił, że ma tanio na zbyciu pięćset metrów rury PCV, 5 cm Naczelny: Panowie, to dobry temat. Burza mózgów, proszę.(redaktorzy myślą)Redaktor2: Ja Naczelny: Potniemy je na małe, cieniutkie krążki i do następnego numeru dołączymy jako kolczyki albo i Fotograf: Hahaha...Redaktor Naczelny: Brawo! Można? Można?Fotograf: Awans!Redaktor Naczelny: Będą z niego A do następnego numeru panele podłogowe i bojler! A co!Redaktor Naczelny: Nie. Do następnego numeru kupimy tak jak dwaj kretyni dwadzieścia tysięcy To był bardzo dobry Naczelny: Taa... Czajniki do gazety, idealne po prostu...Redaktor: Na każdym było nasze logo!Redaktor Naczelny: Na czoło se pieprznij to logo!Redaktor: Nie za takie Szefie, a co z ogłoszeniami drobnymi?Redaktor Naczelny: Jak mamy, to Mam Naczelny: (czyta) Ciepłą posadkę obejmę. Michał Naczelny: Taa.. Gorącą sprzedam. Grzegorz Lato. Nie! Babeczki nie lubią sportu! Babeczki lubią yyy...Fotograf: Diety!Redaktor Naczelny: O, odchudzanie babeczki lubią. Romek, napiszesz (z pełnymi ustami) Ale ja nie znam żadnej diety!Redaktor Naczelny: (Jakby z pełnymi ustami, przedrzeźniając) To widzę, bo ciągle żresz! (normalnie) Ale napisz, nie wiem... Co może odchudzać?Fotograf: Buraki!Redaktor Naczelny: O, że buraki odchudzają...Redaktor: Naczelny: O właśnie...Redaktor: Albo takie jak Naczelny: O, i ten... i... (redaktorzy się śmieją) No co się cieszycie? Buraki i Fotograf: Taakk...Redaktor Naczelny: No to napisz, że są dobre na cellulitis, na włosy. Niech se z tego jakieś napary robią...Redaktor: Naczelny: ... Wcierają...Redaktor Naczelny: Jakieś ciasto...Redaktor: Hot dogi!Redaktor Naczelny: O! Hot dogi z burakami I ten..Fotograf: I plakat!Redaktor Naczelny: O! Mroczkowie...Redaktor i Fotograf: ..w burakach...Redaktor2: Jak szef!Redaktor Naczelny: Zaraz zeżresz tą gazetę. Dobra, nie ma czasu. Idziemy rozładować tira. Jest pełen różowych japonek do czerwcowego numeru.(Fotograf wychodzi, dzwoni telefon, Redaktor2 odbiera)Redaktor2: Halo, redakcja "Kobiety" - Telefon Zaufania, tak słucham?... Tak... Tak... Tak... Niech pani nie skacze... Niech pani nie skacze, momencik dobrze? (zakrywa słuchawkę) Hahahaha...Redaktor: Co jest?Redaktor2: Kobieta stoi na dachu swojego domu i mówi, że skoczy, bo Krzysiu z "M jak miłość" nie (krzyczą do telefonu) Skacz!Redaktor Naczelny: (przejmuje słuchawkę i wygania redaktorów) Halo?Redaktor: No to hop!Redaktor Naczelny: Proszę pani, niech się pani nie wygłupia. Niech pani nie skacze. Niech pani sobie przełączy na TV Polonia, on w powtórkach tam jeszcze dasz mi naj?:)plisss:):):) Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
264 views, 13 likes, 4 loves, 2 comments, 11 shares, Facebook Watch Videos from Marko Muzykant: Będziesz miłował Boga całym sercem swoim, A bliźniego swego, tak jak siebie samego. Miłuj Boga całym
– powiedziała o swoim życiu Matka Teresa w jednym z wywiadów kilka miesięcy przed śmiercią. Wyznała, że to codzienne, proste wypełnianie życzenia, które jako młoda dziewczyna otrzymała od swojej mamy. Trzymam Boga za rękę Dziękujemy Indiom – rozmowa z Jackiem Wójcikiem, jednym z założycieli ruchu „Maitri Kalendarium życia Matki Teresy Zdarzyło się naprawdę Spotkaliśmy świętą Adwokaci diabła Anioł Ubogich Święta od ciemności Najbiedniejsza z biednych Nikt nie wątpił w jej zjednoczenie z Bogiem: już za życia uważano ją za świętą. Każdy, kto spojrzał jej w oczy, dotknął jej rąk, odchodził wewnętrznie poruszony. Zgodnie z Ewangelią, świeciła przed ludźmi światłem dobrych uczynków. Znał ją cały świat. Ludzie różnych religii prosili ją o błogosławieństwo. W pogodnym obliczu Matki Teresy nie znajdowano śladów cierpień, o których wspominała swojemu kierownikowi duchowemu. Trudno uwierzyć, że przez długie lata pogrążona była w ciemności duchowej, tak jak wielu wielkich świętych. Już na łożu śmierci została poddana modlitwom o uwolnienie od ataków złego ducha. Jeden z braci misjonarzy miłości, zgromadzenia powołanego przez Matkę Teresę, wyznał, że często zastanawiał się, ile kosztowało Matkę to, że Bóg uczynił w jej sercu miejsce dla nas wszystkich… Jej pogrzeb przed sześcioma laty w Kalkucie (1997) zgromadził właśnie wszystkich: królów, prezydentów, bogaczy i nędzarzy. Podobnie będzie w Rzymie 19 października, choć mieszkańcy slumsów nie będą tym razem większością. Po uroczystej beatyfikacji na Placu św. Piotra, od 20 do 22 października relikwie nowej błogosławionej będą wystawione do publicznego kultu w Bazylice św. Jana na Lateranie. Zaraz po śmierci Matki w 1997 r. relikwiami o mało nie zostały: wiadro do obmywania chorych, siennik, białe sari i modlitewnik – całe ziemskie bogactwo pierwszej misjonarki miłości. Powołaniem zakonu jest miłość Matka Teresa była zakonnicą od 1928 roku i uczyła hinduskie dziewczynki geografii i historii. Bardzo przeżywała codzienny widok umierających na ulicach. „Nie można już znaleźć gorszej nędzy” – pisała w korespondencji do katolickiego pisma w rodzinnym mieście Skopje, w ówczesnej Serbii. Bóg odpowiedział na jej cierpienie 10 września 1946 r. Wówczas to w zatłoczonym pociągu do Darjeeling otrzymała „powołanie w powołaniu”, czyli wezwanie do służby nędzarzom. Założone przez nią nowe Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości okazało się bardzo potrzebne światu. Siostry miały żyć jak ludzie, którym służyły: jeść, spać i mieszkać tak jak oni. Dlatego w domach sióstr nie było żadnych wygód. Misjonarki nie miały dywanów ani wykładzin, nie używały pralek, siadywały przeważnie na podłodze, a sienniki na łóżkach przykrywały wypranymi workami po pszenicy. Ich zadaniem nie było zwalczanie biedy poprzez pomoc socjalną czy medyczną, lecz dawanie miłości wszystkim odrzuconym i niekochanym: nędzarzom, alkoholikom, prostytutkom, dzieciom ulicy, trędowatym. Matka Teresa pragnęła, by każdy człowiek został obdarzony miłością i współczuciem, zanim jeszcze dostanie jedzenie i leki. Bardzo tego pilnowała, co narażało ją na krytyki, nawet ze strony życzliwych ludzi. Wiedziała jednak co robi: od początku nie zamierzała zakładać szpitali, przeczuwając, że siostry zajęte robieniem zastrzyków i prześwietleń, przestałyby przyjmować umierających z ulicy. Miłość do wszystkich ze względu na Jezusa miała cechować każdą misjonarkę. Matka Teresa sama dawała przykład: będąc już w średnim wieku i „u szczytu sławy”, jak inne siostry szorowała podłogi i myła ropiejące ciała. Swoje siostry mierzyła własną miarą – była wymagającą, ale kochającą matką. Potrafiła zganić młode siostry, pisząc: „W wielu naszych wspólnotach powodujecie, moje siostry, wiele zmartwień i bólu. Gdybyście były w domu czy w świecie, nie śmiałybyście postępować w ten sposób. Byłybyście ostrożne z obawy, że stracicie pracę albo – gdybyście miały nadzieję na zamążpójście – że nikt nie zechce się z wami ożenić. Ledwie złożyłyście śluby, a już zwróciłyście uwagę na swoje zdrowie: »Nie mogę jeść«, »Nie mogę pracować«, »Nie mogę chodzić«, »Boli mnie w krzyżu« – oto najczęstsze dolegliwości naszych młodych sióstr. Niektóre z was robią tak niewiele, że gdyby miały otrzymać zapłatę, nie zarobiłyby nic. A ślubujecie bezinteresowną służbę, pełnioną całym sercem” (cyt. za Kathryn Spink, „Matka Teresa. Autoryzowana biografia”.) Źródło:
Wstawiennictwo jest modlitwą prośby, która bardzo przybliża nas do modlitwy Jezusa. To On jest jedynym wstawiającym się u Ojca za wszystkich ludzi, a w szczególności za grzeszników. On jest Tym, który "zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi
ŚWIĘTO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA „Nie możesz okazać mi większej miłości, jak tylko wypełniając to, czego już od ciebie wielokrotnie żądałem„ – powiedział Pan Jezusa do Małgorzaty Marii Alacoque pogrążonej w głębokiej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Bóg wybrał ją jako narzędzie do realizacji swoich wielkich planów. Podczas jednego z Objawień, jakie miało miejsce 16 czerwca 1675 r. w Paray-le-Monial, ukazał jej Swoje Boskie Serce mówiąc: „Oto Serce, które tak bardzo ukochało ludzi, że w niczym nie oszczędzając siebie, całkowicie się wyniszczyło i ofiarowało, aby im okazać swoją miłość. Przeto żądam od ciebie, aby w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała zostało ustanowione święto – szczególnie po to, by uczcić Moje Serce przez Komunię Świętą i uroczyste akty przebłagania, w celu wynagrodzenia Mu za zniewagi doznane w czasie wystawienia na ołtarzach. Obiecuję, że Moje Serce otworzy się, aby spłynęły z niego Strumienia Jego Boskiej Miłości na tych, którzy Mu tę cześć okażą i zatroszczą się o to, by inni Mu ją okazywali”. Pan Jezus pragnął, by ludzie rozważali głębię Jego miłości, którą okazał składając ofiarę na krzyżu i nieustannie w bezkrwawy sposób ofiarując się podczas Mszy św. Chciał należnego dziękczynienia i uwielbienia oraz przebłagania za wszystkich ludzi, których grzechy zraniły Jego Najświętsze Serce. Pan Jezus dał św. Małgorzacie Alacoque dwanaście obietnic, dotyczących czcicieli Jego Serca: * Dam im łaski, potrzebne w ich stanie. * Ustalę pokój w ich rodzinach. * Będę ich pocieszał w utrapieniach. * Będę ich pewną ucieczką w życiu, a szczególnie w godzinę śmierci. * Będę im błogosławił w ich przedsięwzięciach. * Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło i ocean miłosierdzia. * Dusze oziębłe staną się gorliwymi. * Dusze gorliwe prędko dojdą do doskonałości. * Będę błogosławił domom, w których wizerunek Serca mojego będzie czczony. * Osoby, które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje wypisane w Sercu moim. * Dam kapłanom dar wzruszania serc nawet najzatwardzialszych. W nadmiarze miłosierdzia Serca mojego przyrzekam tym wszystkim, którzy będą komunikować w pierwsze piątki miesiąca przez dziewięć miesięcy z rzędu w intencji wynagrodzenia, że miłość moja udzieli łaskę pokuty, iż nie umrą w mojej niełasce, ani bez Sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie życia. Po wielu trudach i przeciwnościach nadszedł rok 1765 r., kiedy to papież Klemens XIII zatwierdził święto i nabożeństwo do Najświętszego Serca, a w 1856 r. Pius IX rozciągnął je na Kościół powszechny. Leon XIII w 1899 poświęcił całą ludzkość Sercu Jezusowemu, a Papież Pius XI w 1928 polecił obchodzić to święto z oktawą i nakazał po Mszy lub nieszporach odmówić Akt wynagrodzenia Najśw. Sercu Jezusowemu. (Papież Pius XII, dekretem z dnia 23 marca 1955 r. zniósł oktawę). Kościół widzi w nabożeństwie do Serca Jezusowego znak miłości Boga ku ludziom. Chce także rozbudzić w sercach ludzkich wzajemną miłość ku Bogu poprzez to nabożeństwo. Sam Chrystus nadał temu nabożeństwu wybitnie kierunek ekspiacyjny: ma nas ono uwrażliwiać na grzech, mobilizować w imię miłości Chrystusa do walki z nim oraz do wynagradzania za tych, którzy najwięcej ranią Boże Serce. Bóg jest miłością. Z miłości Bożego Serca istnieje cały wszechświat i rodzaj ludzki. Kiedy zaś rodzaj ludzki sprzeniewierzył się Panu Bogu, swojemu Stwórcy, Bóg nie przestał go miłować. Dowodem tej niepojętej miłości było to, że dał swojego Syna. Uosobieniem tej największej Bożej miłości jest Serce Jezusowe. Ta właśnie miłość dla rodzaju ludzkiego kazała Jezusowi przyjść na ziemię, przyjąć dla zbawienia rodzaju ludzkiego okrutną mękę i śmierć. Z miłości tego Serca powstał Kościół, sakramenty święte, a wśród nich Sakrament Miłości – Eucharystia. Nabożeństwo do Serca Jezusowego nakłada również zobowiązania. Człowiek nie powinien nadużywać dobroci Bożego Serca. Powinien mieć do tego Serca nieograniczone zaufanie. Dlatego może i powinien uciekać się do Serca Jezusa we wszystkich swoich potrzebach. Nie powinien jednak ranić tegoż Serca na nowo grzechami. Kiedy jednak słabość ludzka na nowo pchnie nas w bagno grzechu i w niewolę szatana, mamy prawo zawsze ufać w miłosierdzie Boże, które gotowe jest przyjść nam z pomocą i nas wybawić. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego skłania również do aktów pokutnych za grzechy innych. Kto miłuje Boże Serce, ten będzie starał się temu Sercu wynagradzać za grzechy braci. Tak więc nabożeństwo to budzi także świadomość i odpowiedzialność społeczną. Nabożeństwo do Serca Jezusowego nagli do naśladowania cnót tego Serca – a przede wszystkim miłości we wszelkich jej przejawach Istnieją rozmaite formy czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pierwszą z nich jest coroczna uroczystość, obchodzona w piątek po oktawie Bożego Ciała. Miesiąc czerwiec jest miesiącem Serca Jezusowego. Często spotyka się także wizerunki Serca Jezusowego: w postaci medalików, obrazków, obrazów ściennych, figur. Liczne są także świątynie poświęcone Sercu Jezusa – w samej Polsce jest ich ok. 400. Wiele narodów i państw poświęciło się Sercu Pana Jezusa, Ekwador, Kolumbia, Belgia, Hiszpania, Francja, Meksyk, Polska. Istnieją też zakony pod nazwą Serca Jezusowego – sercanki, siostry Sacre Coeur, siostry urszulanki Serca Jezusa Konającego. Istnieją także konkretne pobożne praktyki ku czci Serca Jezusowego: Godzina święta wywodzi się od św. Małgorzaty Marii Alacoque. Pan Jezus wyraził życzenie, aby wierni w nocy z czwartku na pierwszy piątek miesiąca adorowali chociaż przez godzinę Najświętszy Sakrament dla uczczenia konania Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym. Praktykę tę przyswoiło sobie bardzo wiele parafii, odprawiając specjalne adoracje w godzinach wieczornych. Pan Jezus dał także św. Marii Małgorzacie obietnicę, że kto przez dziewięć kolejnych pierwszych piątków przystąpi do Komunii świętej i ofiaruje ją jako wynagrodzenie za grzechy własne i rodzaju ludzkiego, temu Boże Serce zapewni miłosierdzie w chwili zgonu, że nie umrze bez Jego łaski. Kościół wprawdzie nie zaaprobował urzędowo tej obietnicy, pozwala jednak ufać, że zostanie ona wypełniona. Praktyka ta przyczyniła się do spopularyzowania zwyczaju częstej Komunii świętej. Pierwsze litanie do Najświętszego Serca Jezusowego powstały w XVII wieku. Obecna pochodzi z wieku XIX. Jej początek miał miejsce w klasztorze francuskich wizytek. Zatwierdził ją do odmawiania publicznego papież Leon XIII 2 kwietnia 1889 roku. On też dołączył do litanii akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Papież Pius XI dodał akt wynagrodzenia Sercu Jezusowemu, który nakazał odmawiać co roku w uroczystość Serca Jezusowego. (źródło: AKT ODDANIA BOŻEMU SERCU Boże, dziękujemy Ci za wszystkie dobrodziejstwa, jakie wyświadczyłeś narodowi naszemu, a szczególnie za powołanie nas do świętej wiary katolickiej i za opiekę nad nami w najcięższych chwilach dziejowych! …całkowicie się oddajemy i poświęcamy Boskiemu Sercu Twojemu, aby na zawsze być ludem Twoim! Zarazem uroczyście przyrzekamy trwać wiernie w świętej wierze katolickiej, bronić Twego świętego Kościoła, życie nasze osobiste, rodzinne i narodowe kształtować według Twojej Ewangelii. Pani Jasnogórska! Ty zawsze byłaś dla nas drogą do Serca Twego Syna. To Serce włócznią przebite na krzyżu, stało się, źródłem życia i świętości dla wszystkich. Przybliżaj do Boskiego Serca osoby, rodziny, środowiska, bo Serce to – posłuszne aż do śmierci – jest – przebłaganiem za grzechy nasze. Niech będzie również źródłem wszelkiej pociechy dla wszystkich uciśnionych, pokrzywdzonych i cierpiących. Niechaj, o Matko, za Twoim pośrednictwem, Serce Odkupiciela nie przestaje na polskiej ziemi być Królem serc wszystkich i celem ich aby wszyscy czerpali z Jego pełności. Amen. AKT POŚWIĘCENIA SIĘ BOSKIEMU SERCU Ja,… oddaję się i poświęcam Boskiemu Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Oddaję Mu swoją osobę i życie swoje, uczynki, przykrości i cierpienia, żeby żadnej cząstki swego jestestwa więcej nie używać, jak tylko dla Jego czci, miłości i chwały. Taka jest nieodwołalna wola moja, żeby całkowicie do Niego należeć, i wszystko czynić z miłości ku Niemu, wyrzekając się całym sercem wszystkiego, co by się Jemu nie podobało. Dlatego Ciebie, Najświętsze Serce, obieram sobie za jedyny przedmiot mej miłości, za opiekuna mego życia, za rękojmię mego zbawienia, za lekarstwo za moją ułomność i niestałość, za wynagrodzenie za moje grzechy całego życia i za pewne schronienie w chwili mej śmierci. Bądź przeto, Serce pełne dobroci, moim usprawiedliwieniem wobec Boga, Twojego Ojca, i odwróć ode mnie strzały słusznego gniewu Jego. O Serce pełne miłości, w Tobie pokładam całą ufność moją, albowiem wszystkiego się obawiam ze strony mojej skłonności do czynienia zła, natomiast wszystkiego się spodziewam od Twojej dobroci. Dlatego zniszcz we mnie wszystko, co Tobie może się nie podobać lub sprzeciwiać. Niech czysta miłość Twoja, tak głęboko wniknie w moje serce, bym nie mógł zapomnieć o Tobie, ani też oddalić się od Ciebie. Błagam Cię przez wszystką dobroć Twoją, by imię moje zapisane było w Tobie, gdyż to tylko pragnę uważać za szczęście swoje i swoją chwałą, żeby żyć i umierać jako Twój wierny sługa. Amen. AKT OSOBISTEGO POŚWIĘCENIA SIĘ SERCU PANA JEZUSA Tobie Chrystusie składam hołd wdzięczności za wszystko, co z miłującego serca uczyniłeś. Polecam się Twemu Sercu, oddając się całkowicie do Twojej dyspozycji. Ofiaruję więc wszystkie swoje cierpienia, niewygody, upokorzenia, oraz wszystkie swoje dobre uczynki i modlitwy. Proszę, aby wszelkie moje ofiary, były przyjęte jako wynagrodzenie za grzechy tych, którzy ducha prawości i pokuty zatracili. To, co ofiaruję, niech będzie przeciwwagą dla zniewag, które ranią Twoje Serce. Ty Boże wiesz, co jest ukryte w głębiach mojego serca, znasz moje pragnienia. Proszę Cię o łaskę wytrwania w tym co dobre. Dopomóż mi, aby moje codzienne życie było świadectwem ofiarowania się Tobie. AKT ODDANIA DZIECI I MŁODZIEŻY NAJŚWIĘTSZEMU SERCU PANA JEZUSA Najświętsze Serce Jezusa. My chłopcy i dziewczęta, stajemy na Twoje wezwanie. Przyszedłeś Jezu zapalić na świecie ogień Twej miłości. Podejmujemy Twe hasło. Chcemy zapalić się Boską miłością. Za Twoje Serce, które dałeś ludzkości, za Twe ukochanie, zwłaszcza dzieci i młodzieży, oddajemy Ci nasze młode serca. Twoje prawo będzie naszym prawem. Dochowamy wierności Twym przykazaniom, zwłaszcza miłości Boga i bliźniego. Będziemy wzbogacać nasz umysł, nie tylko wiedzą ludzką, ale Boską, chodząc na lekcje religii. Będziemy korzystać ze źródeł Twej łaski, zwłaszcza Mszy świętej niedzielnej i Komunii świętej nade wszystko w pierwsze piątki miesiąca. Będziemy opierać się wszelkim pokusom do złego. Chcemy zachować wiarę, czystość i męstwo. Będziemy walczyć o to, aby Cię wszyscy ludzie kochali. Najświętsze Serce Jezusa, przyjmij nas jako Twych rycerzy i racz nam błogosławić. Amen. AKT WYNAGRODZENIA NAJŚWIĘTSZEMU SERCU PANA JEZUSA Jezu miłujący nas całym serce, godny najgłębszej miłości i najwyższej chwały, a mimo to tak mało kochany a nawet nienawidzony i w swych wyznawcach prześladowany, pragniemy na wszelki dostępny nam sposób współpracować w dziele zbawienia i dążyć do przemiany umiłowanego przez Ciebie świata. Aby wynagrodzić za obojętność, zniewagi, nienawiść do Ciebie, brak miłości i krzywdy wyrządzone bliźnim, które równocześnie godzą w Ciebie, kochającego ludzi, chcemy odtąd gorliwiej i doskonalej służyć Tobie i spełniać dokładniej Twoją wolę. W tym celu składamy w ofierze wszystko, co mamy lub posiadać możemy, nasze zdolności i całych siebie, abyś tym wszystkim rozporządzał według swego upodobania. Chcemy służyć w Kościele świętym według wzoru jaki nam zostawiłeś i naśladować Twoją miłość ku Ojcu Twemu i naszemu oraz ku wszystkim ludziom, Twoim i naszym braciom. Aby to ofiarowanie i wynagrodzenie było doskonalsze, włączamy je w ofiarę Twoją na Krzyżu, uobecnianą codziennie na ołtarzach całego świata. Przez pośrednictwo Maryi, Matki Twej Niepokalanej, prosimy Cię o miłosierdzie dla świata oraz łaskę, której wszyscy potrzebujemy. Niech dobroć ludzka przezwycięży zło, aby jak najprędzej nastąpiło królestwo Twego Najświętszego Serca. Amen. AKT POŚWIĘCENIA RODZAJU LUDZKIEGO NAJŚWIĘTSZEMU SERCU PANA JEZUSA O Jezu najsłodszy, Odkupicielu rodzaju ludzkiego, wejrzyj na nas, korzących się u stóp Twego ołtarza. Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy. Oto dzisiaj każdy z nas oddaje się dobrowolnie Najświętszemu Sercu Twemu, aby jeszcze ściślej zjednoczyć się z Tobą. Wielu nie zna cię wcale; wielu odwróciło się od Ciebie, wzgardziwszy przykazaniami Twymi. Zlituj się nad jednymi i drugimi, o Jezu Najłaskawszy, i pociągnij wszystkich do świętego Serca Swego. Królem bądź nam, o Panie, nie tylko wiernym, którzy nigdy nie odstąpili od Ciebie, ale i synom marnotrawnym, którzy Cię opuścili. Spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu. Króluj tym, których albo błędne mniemania uwiodły, albo niezgoda rozdziela; przywiedź ich do przystani prawdy i jedności wiary, aby rychło nastała jedna owczarnia i jeden pasterz. Użycz Kościołowi Twemu bezpiecznej wolności. Udziel wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw, żeby ze wszystkiej ziemi, od końca do końca, jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen. Zobacz też: => Litania do Serca Pana Jezusa => PIERWSZE PIĄTKI MIESIĄCA => Godzina Święta z Sercem Bożym => Jan Paweł II – Bóg objawia swą miłość w Sercu Chrystusa => ks. Zenon Mońka -Kult Serca Bożego => WIARA I KRYZYSY W ŚWIETLE SŁOWA BOŻEGO -Ks. Krzysztof Wons SDS – ks. Krzysztof Wons proponuje rozważania w świetle Słowa Bożego zwłaszcza tym, którzy szczególniej „utykają w wierze”, przeżywają bolesne próby, cierpią jak Abraham i nie przestają ufać; którzy idą za Jezusem do końca, także wtedy, gdy ich wiara staje się jedynie krzykiem w bezradności. Autor podkreśla, że wiara każdego z nas karmi się Słowem i rozwija się dzięki Słowu. Jest ściśle związana z Jego słuchaniem. Nie chodzi tu o słowo abstrakcyjne, o pustą literę czy tępy dźwięk, ale Słowo, które pochodzi od Ojca…. => Jak żyć Słowem Bożym na co dzień? -Ks. Krzysztof Wons SDS – Zapewne pragniesz w swoim sercu głębokiej relacji z czegoś, co pomoże Ci zatrzymać się w tym zabieganiu i odnaleźć Boga. Wyobraź sobie, że masz to w zasięgu ręki… Słowo Boże! Rozwiązaniem problemu Twojego zabieganego życia może się okazać stała modlitwa Słowem Bożym. W książce tej odnajdziesz praktyczne wskazówki, dzięki którym nauczysz się codziennie czerpać siłę z lektury Pisma Świętego. Jest to droga prosta i dostępna dla każdego.…
Książka o porodzie: "Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam". Książka o porodzie dostępna w wersji ebook. Napisz
[Intro]Yo, yo, yo, yoW domowych warunkach, bo nie było potrzeby jechać do studiaSłuchajcie zwłoki, przepraszam Was za chwilę zwłokiAle już jestem, także szerokie uśmiechyI słuchamy - SB Maffija![Zwrotka 1]Sami wywołaliście ten beef, chieliście zrobić z nas pozerów?A tak po wyniku to bardziej by wam się opłacało przyjąć 5 walkowerówOd ludzi z branży to same propsy, mówią: dojechaliście debiliJa na zerwanym mam większe IQ niż wy jakbyście się wszyscy zbiliI przemnożyli to przez ilość panczlajnów w całych waszych zjebanych karierachDodali do tego autodiss Bandury i jeszcze wzrost FiszeraJebane zera, przegrane teraz, wysrane kurwa rzygiToitoi na Kempie by się wami kurwy brzydziłWyłączony z beefu, każdy o Solku wepchnął wersLecz jakoś mnie to nie dziwi, kobieta zmienną jestRap to polityka dzieciaki, wam trzeba zabrać komputerPoprowadziliście tą wojnę jak kampanię Magda OgórekBeefy, bitwy na wolno to jest hip hop nie fejsbukWeźcie wy coś nagrajcie, my mamy z 10 mixtejpówKilka LP, EPek w podziemiu wiele lat za namiWy macie fanpejdż, klip i ładny znak palcami[Refren x2]As pi ra tio, dziękujemy serdeczniePo tym beefie nam wpada pięć siódemekBierzecie naszą fale hejtu, berekAs pi ra tio, dziękujemy serdecznieTak oprócz ojca i matkiWiększej przysługi nikt mi nigdy nie wyświadczył[Zwrotka 2]Śliwka, nie podbiłeś gadać, a sam mnie tam zaprosiłeśNo to co się kurwa prujesz, że to ja do ciebie nie podbiłemFiszer dzieciaku, ty pół metra masz przecież (max)Ciebie by kurwa zdziesionowali harcerzeWięc co się prujesz i o co walczysz ta mordę przyciszMasz koleżkę co ma znanego koleżkę, to twoje CVSe stałem z Tombiwarem, z on bandurą głównie gadkaByło zaraz po aabzdurze no to mają co wyjaśniaćA jeśli chodzi o mnie no to - jestem gotów do rozmowyAle wy sami nie wiecie o co - się tu do mnie dopierdolićChodzi o promo na nas, to jesteście znani gościeJako najbardziej skompromitowany składzik w PolsceHajsu matce nie podbieram, mieszkam sam już ze 3 lataTo kolejny z faramzonów, które ty w te wersy wkładaszWymyśl jeszcze sto kolejnych, strasz wpierdolem, styl gangsteraWy jesteście bardziej przypałowi niż brat bliźniak pedał
jZmUzCg.
  • xi74uf9o0t.pages.dev/81
  • xi74uf9o0t.pages.dev/388
  • xi74uf9o0t.pages.dev/323
  • xi74uf9o0t.pages.dev/152
  • xi74uf9o0t.pages.dev/167
  • xi74uf9o0t.pages.dev/146
  • xi74uf9o0t.pages.dev/281
  • xi74uf9o0t.pages.dev/263
  • xi74uf9o0t.pages.dev/169
  • dziękujemy dziękujemy całym sercem z całych sił mp3